Pierwszy Voigtlaender dla Fujifilm X – Nokton 35 mm f/1,2

Sympatycy… Złe określenie! Fanatycy matryc systemu APS-C Fujifilm X mogą teraz w pełni zagłębić się w świat obrazowania konsekwentnie tworzony przez Voigtlaendera. Cosina działa z dużą rozwagą. Niespiesznie, ale jej decyzje produkcyjne są na ogół bardzo trafne. Zaangażowanie firmy w optykę dla matryc małoobrazkowych, takich jak te w aparatach Leica M czy Sony, nie pozwalało na ogarnięcie całości rynku i ewentualnego zapotrzebowania. Już zapełnienie rynku M4/3 przez zespół profesjonalnych, ultrajasnych obiektywów było takim posunięciem, ale matryce X-trans musiały poczekać.

Zaczęli od standardu, który nawiązuje do gaussowskich modeli ultrajasnych pięćdziesiątek typu Nokton 50 mm f/1,1. Tak to nie jest adaptacja Noktonów 1,2 35 mm tylko bardziej klasyczna konstrukcja oparta na układzie Gaussa. Z małym wyjątkiem. W torze optycznym ustawiono jedną sooczewkę o ultraniskiej dyspersji. Obiektyw zbudowany jest z 8 soczewek w 6 grupach. Waży 196 gram i ma średnicę 69,6 mm oraz długość 39,8 mm. Mocowanie filtra to gwint 46 mm. Najmniejsza odległość fotografowania to 30 cm. Przysłona pracuje w zakresie f/1,2 do f/16. Obiektyw daje kąt widzenia 44 stopnie, czyli jest typowym standardem dla APS-C. Ekwiwalent tego kąta widzenia dla pełnej klatki odpowiada ogniskowej 53 mm – jest więc to idealny standard.

Możecie zobaczyć też film o tym obiektywie. Zapraszamy!


Co jest ważne to to, że obiektyw zbudowany w oparciu o delikatnie zmodyfikowanego Gaussa daje trójwymiarowość obrazowania, ale nie traci ostrości, co czasami przydarza się takim klasycznym konstrukcjom jak Planar. Mikrokontrast i ostrość stoją na najwyższym poziomie. Zakres przysłon od f/1,2 daje dużą możliwość poszerzenia i doboru ekspozycji, przy czym najwyższa jasność okupiona jest zmiękczeniem w światłach, czyli „wadą”, której często poszukują fotografowie ślubni. Po przymknięciu do f/1,4 obraz staje się ostrzejszy by przy f/2,8 osiągnąć najwyższe noty. Wszystko to z zachowaniem aksamitnego tła, co możliwe jest dzięki zastosowaniu 12 listkowego mechanizmu przysłony, który ustawiamy co 1/3. Obiektyw współpracuje z elektroniką aparatu przy wspomaganiu ostrzenia, automatyce ekspozycji czy przenoszeniu danych EXIF.

Ostrzenie manualne jest czymś wspaniałym, gdy otrzymujemy je w takim wykonaniu jak u Voigtlaendera. Teraz po dotknięciu pierścienia ostrości, od razu otrzymujemy powiększenie detalu w wizjerze. To najlepsza z możliwych funkcjonalności. Oczywiście małe wizjery systemu X, nie dają pełnego oglądu tego, co zobaczymy na zdjęciach, ale… Ale to, co zobaczymy na ekranie komputera, jest połączeniem nowoczesnej ostrości z klasycznym, nienudnym obrazowaniem. Obiektyw świetnie zachowa się przy portrecie, ale po przymknięciu do f/8 zadziwi nas w architekturze czy krajobrazie. To wielki potencjał, który ukryty jest w tym obiektywie. Aksamitna gładkość pierścienia ostrości pozwala cieszyć się manualnym ostrzeniem. Specyficzne „skrzydełka” pierścienia przysłony to umieszczenie w tej konstrukcji tego, co najlepsze ze szkieł do systemu M, tyle że, tutaj zrealizowane to jest nieco nowocześniej. No i najważniejsze. To konstrukcja zaprojektowana ściśle pod APS-C i zoptymalizowana pod matrycę X. Kształt również nawiązuje do obiektywów Fujifilm. Na korpusach Fujifilm, obiektyw prezentuje się wyśmienicie. Elektryczne, lekko pracujące i utrudniające manualne ostrzenie obiektywy natywne, „wymiękają” w tej konkurencji przy tym precyzyjnym ostrzeniu w Noktonie.