Mercedes Klasy S to bardzo, bardzo dobry samochód. Posiada wszystkie udogodnienia, które sprawiają, że podróż przebiega w komfortowych warunkach. To samo dotyczy prowadzenia i działania wszelkich mechanizmów. To swoisty wzór do naśladowania dla wszystkich aut klasy premium. Oczywiście wzór nie do osiągnięcia, ponieważ to, co mamy w S-klasie, pojawi się w innych autach klasy premium dopiero po kilku latach. Wszystkie najnowocześniejsze systemy wspomagające jazdę miały premierę w Klasie S, aby potem trafiać do modeli niższych. Kto miał okazję prowadzić Mercedesa Klasy S, ten wie, o czym piszę. Nawet systemy tłumienia drgań oparte o laserowy system czujników nawierzchni są w stanie tak współpracować z zawieszeniem, że przewidują nierówności drogi, a zawieszenie pneumatyczne odpowiednio do prędkości reaguje, co sprawia wrażenie, jakby ktoś nagle położył nowy asfalt na nierównej przecież drodze z dziurami. Czegokolwiek byśmy nie chcieli się dopatrzyć, zawsze znajdziemy to, co w innych świetnych samochodach – ale będzie nieco lepsze. Klimatyzacja? No oczywiście wielostrefowa, automatyczna, ale doposażona w jonizator powietrza i generator perfumowanych zapachów. Można poczuć się jak w luksusowym SPA, ponieważ fotele z opcją masażu, dbają o każdego z pasażerów. Podgrzewanie podłokietnika może wydawać się przesadą, ale co powiecie na podgrzewanie podłokietnika dla tylnych siedzeń? Cisza za sprawą zespolonych szyb i wytłumienia – taka, że rozmowy można prowadzić szeptem, a przejeżdżającego tramwaju nie usłyszycie. Jeśli do tego dodamy bardzo sprawne skrzynie biegów i mocne, acz ekonomiczne jednostki napędowe, to okaże się, że to właściwie wzór samochodu. Wszystkie inne samochody są gdzieś niżej, nawet jeśli to topowe modele najbliższej konkurencji. Tu mamy wszystko, czego moglibyśmy zapragnąć, a nawet więcej. Oczywiście nie zrozumcie mnie w ten sposób, że nie ma lepszych samochodów. Są! Są szybkie do jazdy sportowej. Są świetne terenowe. Są jeszcze bardziej eleganckie i wysferzone, jak chociażby Bentley, Mayabach czy Rolls-Royce. No właśnie…!
Dokładnie tak samo jest z Fujifilm GFX 100S! To Klasa S wśród wszystkich aparatów fotograficznych. Posiada więcej udogodnień i technicznych możliwości niż jesteśmy w stanie ogarnąć. Przewyższa pod tym względem bardzo wiele konstrukcji. Wybiega do tego daleko w przyszłość, ponieważ daje nam 100 megapikseli już dzisiaj, podczas gdy inni oferują o kilkadziesiąt megapikseli mniej i to w mniejszym formacie obrazu. Tu mamy większą matrycę, która powinna uchodzić za Prawdziwą Pełną Klatkę, ponieważ obecna „pełna klatka” to przecież dawny „mały obrazek”. Prawda? No właśnie. Idąc dalej tym tropem i uwzględniając wielkość poszczególnych pikseli i gęstość ich upakowania to okaże się, że horrendalnie drogie lustrzanki lub tylne ścianki średnioformatowe przestają mieć już sens istnienia. Trochę większa matryca mogłaby być, ale musiałaby zaoferować co najmniej 200 Megapikseli. Tymczasem Mały Średni Format w opcji 100 megapikselowej robi się Prawdziwym Średnim Formatem. Do tego wyobraźnia konstruktorów zrezygowała z obudowania tej matrycy gigantycznym i droższym korpusem jak miało to miejsce w przypadku modelu GFX100S i zdecydowano się na znacznie mniejszy korpus. W rezultacie powstał aparat fotograficzny, który może stanowić wzorzec dla wszelkich konstrukcji, które stopniowo będą proponować więcej megapikseli, a potem większe matryce, aby za jakiś czas dojść do poziomu tego, co oferuje GFX100S. Oczywiście są konstrukcje pełnoklatkowe znacznie szybsze i oferujące zapis video 8K, kosztują jednak więcej i mają mniejsze matryce i mniejszą jakość obrazu. Istnieją też aparaty bardziej wysublimowane, bo posiadające tak jak na przykład Hasselblady X – doskonalszy system zarządzania barwą czy elitarne materiały wykończeniowe. Sumarycznie jednak to konstrukcje o mniejszej rozdzielczości i choć majestatycznie eleganckie, to nie wyposażone tak bogato. Nie oferujące tylu możliwości i takiej jakości obrazu.
Gdyby tak wziąć pod uwagę podstawowe możliwości tego aparatu – podstawowe bo nie ma sensu opisywać wszystkich danych technicznych – to okazałoby się, że to absolutnie topowa konstrukcja wśród aparatów fotograficznych w listopadzie 2021 roku. Jeśli myślicie o średnim formacie, jeśli myślicie o aparacie, który nie zestarzeje się w sensie jakości oferowanego obrazu jeszcze przez kilka lat, to właśnie GFX 100s jest wspaniałym rozwiązaniem. Podczas sesji testowych okazało się, że jak każdy produkt Fujifilm, możemy go całkowicie dostosować do naszych potrzeb. Nie jest to łatwe zadanie, ponieważ w chwili, gdy możemy skonfigurować prawie wszystko i to jeszcze w wielu gotowych zestawach presetów robi się z tego całkiem długa operacja. Jednak to, co otrzymujemy to aparat fotograficzny oferujący potrzebne funkcje dokładnie tam, gdzie nam osobiście zechce się je posiadać. Aparat pracujący dokładnie tak, jak tego będziemy oczekiwać. Aparat, który nie jest tak elitarnym konceptem, lecz „zwykłym” aparatem o ponadprzeciętnych możliwościach. „Zwykłym”, ponieważ nie odbiega kształtem od typowych konstrukcji profesjonalnych. Wygodny w trzymaniu przez duży grip, mający odchylany w wielu płaszczyznach ekran i duży wizjer. Nie ważący więcej niż topowe lustrzanki. A jednak oferujący 100 megapikselowe obrazy. Obrazy o jakości, której nie można nie docenić, jak się już raz ją zobaczyło. Czy chcieliście powrotu do mniejszej matrycy, jak kupiliście aparat z większą lub bardziej rozdzielczą? No właśnie. Tu jesteśmy dodatkowo dopieszczeni szczegółowością wynikającą z większych pikseli na większej niż pełnoklatkowa – małoobrazkowa matryca i 16 bitową głębią kolorów w plikach RAW. Tak naprawdę to można by zrobić cały artykuł tylko o tym, jak wiele daje przeniesienie się z głębi 14 do 16 bitowej. Robi to kolosalną różnicę! Jeśli tylko aparat ustawimy dobrze, jesteśmy w stanie wyciągnąć z niego pliki o niesamowitej rozpiętości tonalnej, z pełną gamą najsubtelniejszych tonów. To, co odróżnia ten model od innych 100 megapikselowych (i większych) konstrukcji (poza oczywiście starszym bratem GFX 100), to stabilizacja. Właściwie przy korzystaniu z obiektywu standardowego nie musimy się martwić o ekspozycję „z ręki” do czasu 1/15 s. Przy tej rozdzielczości i wielkości obrazu idealne pliki eksponowane w zastanych warunkach świetlnych zachwycają.
Kolejną jakże istotną funkcjonalnością jest filmowanie z pełnej klatki w rozdzielczości 4K 10 bit 4:2:2 przy przepustowości 400 MB/s to jest coś! To świetny rezultat, a jeśli weźmiemy pod uwagę system AF, który śledzi na bieżąco ruch obiektu? Ba! System może w średnim formacie robić to samo co topowe układy w formacie małoobrazkowym. Poza skrajną prędkością oczywiście. Śledzenie oka, regulacja prędkości przeostrzania, dotykowe wskazywanie punktu do przeostrzenia itd. Jest tu wszystko! Co ważniejsze – to wszystko działa! Właściwie, aby dopełnić opisu możliwości, wystarczy wspomnieć o dodatkowym aspekcie, który jeszcze wpływa na zwiększenie rozdzielczości. Funkcja przesunięcia pikseli i uzyskiwanie kadrów o wielkości 400 MP jest zaimplementowana w opcjach Drive, obok wszelkich możliwych bracketingów i multi-ekspozycji bo i ta oczywiście jest. Uzyskanie plików o rozdzielczości 300 dpi i boku przekraczającym 190 cm jest szokującą możliwością, choć oczywiście zarezerwowaną do kadrów nieruchomych. Zachwycaliśmy się tą funkcją w aparacie Hasselblad H6D Multishot a tu – proszę bardzo! Jest także. Ważne jest to, że Fujifilm oferuje odpowiedni program, który wygeneruje ze wskazanych przez Was 16 plików multiekspozycyjnych jeden duży, przepraszam, gigantyczny plik.
Musimy pamiętać, że praca z takimi plikami wymaga dobrego sprzętu do obróbki i dużej pojemności dysków. Dla uspokojenia należy dodać, że model procesora Apple M1 w Mac Book Air zupełnie wystarcza. Miejsce na dysku to już inna sprawa. 16 bitowy TIFF o rozdzielczości 300 dpi i rozmiarze o dłuższym boku 11648 pikseli zajmuje na dysku 457,9 MB. Plik RAW to ponad 200 MB. Należy o tym pamiętać, podobnie jak o zakupie nowych (jeśli takich nie posiadacie) kart SD o prędkości zapisu 300 MB/s. Nie musimy myśleć za to, o wężyku spustowym, ponieważ aplikacja na smartfon zupełnie nam wystarczy i o inwestycjach w dodatkowy prąd. Dwa, trzy, no może 4 akumulatory zadowolą każdego. W moim przypadku jednodniowa sesja od 4:40 rano do zachodu słońca, czyli gdzieś do około 17 00 zadowoliła się jednym akumulatorem.
Tu ważna uwaga. Pracując na tak dużym formacie, automatycznie staramy się szlifować kadry i nie stać nas na fotografowanie byle czego i byle jak. Szkoda miejsca na dyskach. Wiemy, że nasz kadr będzie emanował jakością.
Podsumowując. Angażując się w średni format Fuji, od razu powinniśmy wziąć pod uwagę zakup tego właśnie modelu, ponieważ na kilka lat będzie to zakup „ostateczny”. Na spokojnie będzie można dobierać brakująca optykę, ale zakup aparatu będzie można odłożyć na kilka lat. Jakość oszałamia i jest to szczególnie ważne dla profesjonalistów. Ci, którzy mają wymagających klientów oraz ci, którzy fotografują z myślą o poważnej reklamie, wydrukach artystycznych, plikach pod druk dużych kalendarzy, ilustracji, prac archiwizacyjnych nie muszą na nic czekać. To naprawdę niesamowity sprzęt, który potrafi uzależnić możliwościami, jakie oferuje.
W filmie, nagranym „na żywo” zaraz po sesji zawieram kilka innych „gorących” uwag i moich prywatnych dywagacji co do zakupu 😉 Zapraszam do oglądania.