Czas na nowe M – Leica M 10 R

Jeżeli masz system Leica M i jakieś do niego obiektywy powinieneś od razu pomyśleć jak pozbyć się korpusu lub odłożyć swój korpus na półkę i zakupić najnowszy model oznaczony literką R. Bezzwłocznie. Natychmiast!!! Dlaczego? Dlatego, że to pierwszy korpus cyfrowy Leica, który wreszcie zbliżył się do pokazania możliwości optyki tego systemu.

Spać spokojnie mogą jedynie fani korpusów Monochrom i to bez względu na posiadany model. M 9 Monochrom, bo z matrycą CCD. M 246 Monochrom, bo czujnik jest magicznie analogowy i M 10 Monochrom, bo ma jeszcze bardziej obezwładniającą rozdzielczość (w sumie taką samą, bo 40 megapikseli), ponieważ nie ma siatki Bayera, a więc jeden piksel obrazu = jednemu pikselowi z naturalnego świata.

Tak. Wszyscy inni powinni jak najszybciej zapomnieć o swoich przyzwyczajeniach, uprzedzeniach i wyrobionych opiniach. To na nic! Powinni jak najszybciej zabrać się za zebranie środków na nowy korpus. Nie żartuję!!! Wraz z tym modelem Leica weszła w świat nowoczesnego obrazowania, w którym matryca zaczyna być lepsza niż optyka. Taki zwrot przeżyła kiedyś Sony, wprowadzając na rynek model A7R z 36 megapikselowym czujnikiem. Ach co można było osiągnąć z posiadanej optyki Leica, Voigtlander zapinając ją do tego korpusu, pokazują moje stare artykuły. Tylko model Leica M 246 Monochrom nie wstydził się jakości generowanych obrazów. Leica Camera konsekwentnie tkwiła przy swych 24 megapikselach, co w połączeniu z wysokiej jakości szkłem i dobrą elektroniką dawało zadziwiające efekty jednak dzisiaj?

Dzisiaj mamy do dyspozycji model M 10 R, który nie jest kolejną fluktuacją starej linii. Owszem jest identyczny z zewnątrz i różni się jedynie detalami, ale… różni się znacząco. Ta sama rewelacyjna elektronika, szybki procesor i proste menu wsparte perfekcyjnym pomiarem światła i bardzo zrównoważonym balansem bieli. Inny jest czujnik. Zmieniły się możliwości. Czekałem na to od dawna. Pełen zachwyt przeżyłem, gdy testowałem również 40 megapikselowy model M 10 Monochrom, ale ten aparat jest bardziej wszechstronny, oferując także kolorową rejestrację otaczającej nas rzeczywistości.

To nie kolejna mutacja dodająca (lub odejmująca) jakieś funkcje. To wysoko rozdzielcza matryca o ciekawym obrazowaniu umieszczona w dobrze już znanym korpusie M 10. Tak naprawdę niczym się nie różni z zewnątrz, a nawet jeśli, to w tak nieznacznym stopniu, że nie warto tracić na opis nawet jednej dodatkowej linii. Waga, rozmiar, powiększenie obrazu w celowniku czy rozdzielczość tylnego ekranu – wszystko pozostało niezmienione. Korpus waży z baterią 660 gram.

Wolę skupić się na tym, co jest lepsze. Lepszy jest czujnik! Znacznie lepszy. Co za tym idzie – lepsze będą Twoje obrazy! Oczywiście nie będą lepsze, tylko dlatego, że będą zawierały więcej szczegółów. Będą tak dobre, jak to, co postawisz przed aparatem, ale jeśli już zadbasz o ciekawą zawartość przyszłego zdjęcia, będzie ona pokazana ze zwiększoną szczegółowością.

Mała dygresja. Wielu z Was pomyśli zapewne, że te 24 megapiksele wystarczyły i będą wystarczały jeszcze długo. Otóż tak nie jest! Z tym jest dokładnie tak jak z przejściem z SD na HD i z HD na 4K. Jak raz się to zobaczy, odwrotu już nie ma. Jesteśmy uzależnieni od obrazu i nawet jeśli zamarzy nam się obraz nostalgiczny i pozbawiony szczegółów niech taki będzie z naszego wyboru. Jeśli zaś zapragniemy żylety – powinniśmy móc ją otrzymać. Wielkość matrycy jest taka sama standardowe 24×36 mm, jednak rozdzielczość już nie. W modelu M 10 mamy (24MP) 5977×3992 piksele, podczas gdy w modelu M 10 R mamy już 7864×5200 pikseli (40,89 MP). Wielkość plików ulega zmianie. Plik DNG w modelu M 10 ma 20-30 MB w zależności od zawartości obrazu a w modelu R – 40-60 MB. W seriach bufor może zapisać odpowiednio 16 zdjęć w modelu M 10 i 10 zdjęć w modelu M 10 R. Prędkość zdjęć seryjnych to odpowiednio 5 klatek na sekundę w M 10 i 4,5 klatki na sekundę w M 10 R.

Przedstawiam poniżej porównanie natywnej wielkości plików z kamery 24 megapiksele – Leica M10 i kamery 40 megapikseli – Leica M 10 R. Obydwie fotografie przedstawione są na tle o wymiarach 50×70 cm przy 300 dpi. Oto jak duże są obrazy z matryc tych dwóch kamer bez ich zwiększania, czyli podczas wyeksportowania ich jako obrazy niepowiększone w rozdzielczości 300 dpi. Teraz widzimy wyraźnie jaki potencjał tkwi w obu sprzętach. To jednak tylko początek.

Czyż nie po to kupowaliśmy korpus Leica, aby robić lepsze zdjęcia? No właśnie! A te będą lepsze. Lepsze ponieważ matryca Lecia M 10 R sprawia wrażenie analogowego zapisu. Nie wiem jak to wyjaśnić. We współpracy z procesorem i softem obrazy są dokładnie, takie jak być powinny. Jeżeli widzimy gołym okiem ostre krawędzie źdźbeł traw, to tak wychodzą na fotografii. Jeżeli widzimy zimne odbicie w szybie – takim jest na zdjęciu… Nawet jeśli będziemy forsować czułość i sięgniemy do wyższych ISO, zacznie się pojawiać, iście analogowe ziarno. Nie szum, lecz ziarno. Jeśli zaś, coś popsujemy i obraz zawierać będzie jakieś wady takie jak nieostrość, rozmazanie, winietę będą one jak zeskanowane z diapozytywu. Nie trzeba bać się użycia starszej optyki, ona potrafi zadziwiać!

Ta analogowość zachęca do fotografowania wyłącznie z użyciem dalmierza, który działa bardzo dobrze. Aparat zachowuje się nie jak inteligentna, wyposażona w systemy stabilizacji kamera rodem z XXI wieku, lecz tradycyjny aparat fotograficzny, w którym przed naciśnięciem spustu trzeba przemyśleć to i owo. To zwolnienie, ten dziwnie anachroniczny i niezmienny sposób współpracy fotografa z aparatem jest wielkim plusem tej konstrukcji. Musimy myśleć o najkrótszym czasie, który nie da poruszeń. Najwyższej czułości, która da akceptowalny efekt czy ustawieniu balansu bieli i pomiaru tak, aby zdjęcie przedstawiało dokładnie to, co trzeba. Co więcej, musimy jeszcze zastanowić się, które linie ramek widoczne w celowniku są odpowiedzialne za kadrowanie naszej fotografii.

W rezultacie otrzymujemy fotografię, która zajmuje prawie cały obszar papieru w formacie 50×70 cm z dużą ilością detali i szczegółów. Na tyle dużą, że Wasze obiektywy zaczniecie poznawać na nowo. Większość z nich, nawet leciwe konstrukcje będą pięknie zachowywać się na czujniku o wyższej rozdzielczości. Dzieje się tak dlatego, że wszelkie niedoskonałości optyki odzwierciedlane są w doskonalszy, bardziej szczegółowy sposób. Przykładem może być efekt rozmycia tła zestawiony z ostrym pierwszym planem. Wszelkie przejścia tonalne będą wyglądały znacznie lepiej, a ostre szczegóły pozbawione będą tendencji do szybkiego gubienia się w szybciej ujawniających się, podczas powiększania pikselach.

Jednym z najważniejszych aspektów zarówno modelu M 10, jak i nowego M 10 R jest wysoka klasa obróbki kolorystycznej przez procesor obrazowy świetnie prodefiniujący balans barwny. Mamy tu do czynienia z dążeniem do neutralności z jednoczesnym zachowaniem kontrastu i nieuciekania nasycenia w kierunku lekkiej denaturacji, które to zjawisko jest częstym błędem producentów pragnących zaproponować „neutralne” ustawienia.

Leica nie zmienia się od lat. Model M jest łudząco do siebie podobny, chociaż w ramach samych wersji cyfrowych widzieliśmy niejedno ciekawe rozwiązanie. M 10 R z zewnątrz jest bardzo podobny do wersji M 10. Producent cały czas stawia na klasykę i użycie najwyższej jakości materiałów. To, co mnie urzeka to między innymi coraz bardziej wytłumiona migawka, która za chwilę w jednym z kolejnych modeli przestanie być w ogóle słyszalna. To świetnie ułatwia fotografowanie, podobnie jak stylistyka retro, dalmierzowy celownik przeziernikowy i niepozorna wielkość kamery – jednak to doskonale wiecie. Potwierdzę jeszcze jednak dobitnie fakt wyciszenia migawki. Kultura jej pracy zachwyca i tego zachwycającego kliknięcia chce się słuchać! Jeżeli jesteśmy już przy migawce, to wydłużono bardzo nieznacznie zakres czasów z 8 s do 1/4000 na 16 s do 1/4000 s. Najkrótszy czas synchronizacji z lampą dla obu modeli wynosi 1/180 s.

Panaceum na ciągle niższą rozdzielczość w modelach M, niedorównujących pod względem rozdzielczości najnowszym bezlusterkowcom takim jak Sony A7R, A7RII, A7RIII, A7RIV był model M 246 Monochrom. Miał mniejszą rozdzielczość, ale ładniejsze, lepsze pliki – chociaż oczywiście interesujące jedynie fotografów rejestrujących obraz czarno-biały.

Wprowadzenie modelu M 10 Monochrom no i teraz M 10 R wszystko zmieniło. Są to nadal klasyczne, piękne, ponadczasowe korpusy Leica, które przekażecie wnukom, ale… Teraz obraz z nich będzie o wiele dłużej aktualny pod względem technicznym. To już wystarczająca jakość w latach XX XXI wieku ;-). Każdego, kto ma system M, namawiam na upgrade systemu, ponieważ to, co zobaczycie na ekranach monitorów, a następnie na wydrukach – wzbudzi Wasz zachwyt.

Poniżej pliki z Leica Camera.

Postanowiliśmy wziąć aparat Leica M 10 R na spacer z obiektywem Summicrom 50 mm f/2. Popatrzcie sami.