Leica Summilux-M 50 mm f/1,4 ASPH. Tym razem na wysokorozdzielczych matrycach.

Mamy okazję zaprezentować obiektyw, który bez wątpienia jest klasykiem. Posiada go wielu entuzjastów kamer Leica M, a jeszcze więcej entuzjastów o nim marzy. Nie tylko zresztą posiadacze kamer z Weztlar myślą o nim w kategoriach „tej ostatecznej” pięćdziesiątki. Posiadacze systemów Sony i innych bezlusterkowców także stawiają go na wysokich pozycjach swych list zakupowych. Przetestowaliśmy ten obiektyw na wysokorozdzielczych matrycach aparatów Sony A7RIV i (tak!) Hasselblada X1D II, a więc konstrukcji średnioformatowej. To nie będzie duży test samego obiektywu. To raczej próba pokazania jak sprawuje się na matrycach wysokiej jakości. To także próba odpowiedzi lub podpowiedzi dla tych, którzy żądają sobie pytanie – Czy warto?

Od nas dodamy jedynie kilka suchych danych. Waga 335 g. Budowa optyczna 8 elementów w 5 grupach. Przysłony od f/1,4 do f/16. Najmniejsza odległość ostrzenia 0,7 m. Całkowicie metalowa budowa. Soczewki w mosiężnych oprawach. Gwint filtra 46 mm. Długość: 52,5 mm. Średnica 53,5 mm.

O zdanie zapytaliśmy testującego ten obiektyw naszego redaktora naczelnego Macieja Taichmana, który przekazał nam pliki z testów i wyjechał. Oto co zanotowaliśmy:

„To klasa sama w sobie, ale to nie jest absolutny top jakości optycznej. Obeznie konstrukcji takie jak chociażby Nokton 50 mm f/1,2 zdają się walczyć z nim o prym w kategorii jakość obrazowania. Nie wiem, czy w tej walce nie wypada lepiej, chociażby przez bardziej płynne pożycia wynikające z 12 listków przysłony, które Nokton posiada. Summilux 50 mm f/1,4 przegrywa także w kategorii ogólnej ostrości z APO Summicronem 50 mm f/2 i z APO Lantharem 50 mm f/2. Tyle, że te obiektywy to inne, techniczne obrazowanie. Tymczasem Summilux niesie ze sobą swój charakter, który obecnie może nie zadziwia, ale w momencie premiery był czymś niespotykanym. Wynika on ze skomplikowanej budowy optycznej i użytych gatunków szkła. To nie plan aro podobna, standardowa pięćdziesiątka, jakich na rynku wiele. To obiektyw budujący gęsty, pełen plastycznych szczegółów przekaz. Klasyk w najlepszym tego słowa znaczeniu. Nowoczesny klasyk z dużym mikrokontrastem i dużą ostrością. Dobry na wszystkim, na co go założymy od kamer filmowych RED przez Sony serii A, Lumixa czy Nikona Z i Canona R. Świetny na każdym body Leica M i M Monochrom oraz M10R i Monochrom. Na Fujifilm GFX i na Hasselbladzie 907x czy X1D także spisuje się świetnie.

Czy warto go mieć?

Zawsze warto mieć obiektywy z Wetzlar! Jednak trzeba rozumieć dlaczego. Wszystkie te obiektywy, które mogą być dla niego konkurencją, czyli np. Wspomniany Nokton 50 mm f/1,2, „skończą się” po kilku – max 10-15 latach. Jasne, że to i tak duży czas sprawności w zestawieniu z konstrukcjami AF, ale jednak mechanicznie dostaną luzów. Taki obiektyw jak Summilux przeznaczony jest na dziesięciolecia pracy, a okresy serwisowe wyznacza się, na co 10-15 lat. To mechaniczne cacko, które przez swą budowę optyczną potrafi lekko dobudować do naszej historii odrobinę plastyki, wciąż pozostając w nowoczesnej ostrości i wysokim kontraście. To obiektyw, który pomaga w przesiadce na średni format użytkownikom aparatów Leica M. Mogą go nadal używać. To wreszcie obiektyw, który ma tendencję do wyrabiania w nas doskonalenia spojrzenia. Uczymy się go, a on odwdzięcza się nam coraz lepszymi obrazami. Nie starzeje się przy tym technologicznie. To jego przewaga nad konkurencyjnymi pięćdziesiątkami. No i ta miniaturowość. Aha na koniec – nie ma co porównywać go z pięćdziesiątkami systemowymi typu Canon 50 mm f/1,4 czy Nikkor 50 mm f/1,4. To inna liga.”

Kilkanaście fotografii z korpusu Sony A7RIV

Poniżej kilkanaście fotografii z korpusu Hasselblad X1D II. Warto zaznaczyć, że to pełny kadr bez cropa.