To jeden z najsolidniej zbudowanych aparatów fotograficznych na świecie. Nie tych, które powstają teraz w czasach dominujących tworzyw sztucznych i wszechmocnych księgowych, którzy ustalają reguły gry w wielkich koncernach. Wśród wszystkich aparatów wyprodukowanych kiedykolwiek. Gdyby na bezludnej wyspie zabrakło Wam prądu do akumulatorów i nie moglibyście fotografować, moglibyście rozłupać nim nie jeden kokos. W razie napaści spokojnie możecie chwycić za długi obiektyw i potraktować korpus jak młot bojowy, a chwytając za pasek naramienny stworzylibyście niezawodny morgenstern… Trochę mnie poniosło.
Fakt jest taki, że magnezowy korpus i mega solidny bagnet wykonany ze stali nierdzewnej totalnie ściśle współgrają z metalowym korpusem obiektywu, tworząc monolit bez luzu. Gdybyśmy potraktowali jakość spasowania i precyzję wykonania bagnetu czy innych części – np. okulara i potraktowali je jako wzór, okazałoby się, że większość kamer jednak ma luzy, których istnienia się nie domyślaliśmy. Dodajmy do tej koncepcji uszczelnienia i mamy obraz kamery gotowej na wszystko.
Nie bez powodu zacząłem od solidności obudowy, która wzorem kamer filmowych ma podwójne gniazdo mocowania statywowego, tak dzisiaj rzadkie rozwiązanie a tak skuteczne. Zacząłem od jakości wykonania, ponieważ ten korpus ma służyć jako obudowa matrycy rejestrującej obraz z obiektywów Leica stworzonych dla systemu S. Obiektywów nieprawdopodobnych pod względem jakościowym. Jeżeli Leica M dysponuje tak dobrymi obiektywami niewielkich rozmiarów to to, co wyciągnięto ze szkieł średnioformatowych, oszałamia. Na fotografiach nie ma wad optycznych. Nie ma ich śladu. Po prostu. Część z tych obiektywów produkowana jest w wersji z migawką centralną, co pozwala na swobodny wybór i fotografowanie z migawką szczelinową w korpusie lub centralną w obiektywie. Najważniejsze jest jednak to, że obiektywy sięgają swoją rozdzielczością daleko poza możliwości współczesnych matryc i jeszcze długo się nie zestarzeją. Pewnie dlatego Leica Camera zdecydowała się na unowocześnienie linii S o korpus wysokorozdzielczy. Po 37-milionowym czujniku osadzonym w korpusie S Typ.007 przyszedł czas na zamontowanie w ergonomicznie takim samym korpusie czujnika o prawie dwukrotnie zwiększonej rozdzielczości 64 mega pikseli. Wszystkie mocne strony modelu 007 pozostały – w tym system automatyki balansu bieli, który działa rewelacyjnie tyle, że dodano to, co można było jeszcze usprawnić w ramach korpusu lustrzanki. Szybszy procesor obrazowy, zwiększony zakres czułości itp. Okazują się mieć jednak mniejsze znaczenie niż właśnie zastosowanie tej konkretnej matrycy.
Dlaczego wszelki udoskonalenia są mniej istotne? Dlatego, że od 2018 roku, czyli daty premiery tego modelu minęła cała epoka. Testowanie 37-megapikselowego, średniego formatu w modelu S Typ 007 w roku 2014 dało mi poczucie obcowania z absolutem pomimo tego, że na co dzień fotografowałem 36 megapikselowym body Sony A7R. Różnica 1 megapiksela nie powalała, ale plastyka średniego formatu już tak. Dziesięciokrotnie większa cena studziła zapał, ale pamiętam test tamtego modelu jako wielkie przeżycie. Brak ziarna i ta głębia tonalna w cieniach… Coś nieprawdopodobnego.
Jednak w roku 2020 rzeczywistość segmentu pro się zmieniła. Średni format z czujnikami wielkości zbliżonej do czujnika modelu S, znacznie staniał. Za jeden korpus Leica S można kupić pięć korpusów GFX 50R, trzy Hasselblady X1D i dwa GFX 100. Tak więc bezlusterkowca konkurencja zmieniła reguły gry i to w znacznym stopniu. Są oczywiście droższe modele z większymi matrycami takie jak Phase One czy Hasselblad serii H, które są lustrzankami, ale i na tym polu mamy do czynienia z ultradrogimi bezlusterkowcami pokroju Phase One XT.
Walka lustrzanki z dobrym bezlusterkowcem wydaje się przesądzona co do wyniku. Łatwość fotografowania i podgląd gotowego obrazu przed wykonaniem zdjęcia przesądzają ozwycięstwie. Lustrzanki są przestarzałe, a debiut modelu S 3 w roku 2018 byłby dobrze wycelowany i na miejscu. Dzisiaj, kiedy Leica S 3 trafia do sprzedaży, jest nieco spóźniony – jak twierdzą wszyscy. A jednak ja się z takim poglądem nie zgodzę.
Oszalałem? Możliwe!
Kiedy do testu trafił korpus S 3, przywitałem go z ciekawością, ale mając na uwadze powyższe przemyślenia, raczej nie dawałem mu szans na prawdziwym rynku. Po dwóch dniach fotografowania nabrałem jednak przekonania, że wszyscy się mylimy.
Leica Camera produkuje korpusy niezbyt zgodne z ogólnymi koncepcjami światowego rynku. Jest jak skała z modelem M. Nie przejmuje się opóźnionymi premierami, a my zastanawiamy się dlaczego? Nie tylko dlatego, że zna swoich odbiorców. Tak głęboko siedzi w historii fotografii, że znajomość istoty fotografia znacznie przewyższa poziom naszej wiedzy. Takie firmy i ich inżynierowie po prostu robią swoje, wiedząc, co leży na linii horyzontu zdarzeń. My często w ogóle nie spoglądamy w tamtą stronę. Nie chcę tu dawać przykładu APO Summicrona 50 mm f/2 czy korpusów Monochrom, aczkolwiek one przychodzą mi do głowy jako pierwsze. Dam przykład firmy Cosina, która odważa się produkować dzisiaj takie szkła jak Heliar 50 mm f/3,5 – prawdziwą historię fotografii zaklętą w przedziwnym korpusie, którą można się zadziwić. Można jej też nie zrozumieć.
Nie inaczej jest z S 3. To producent wie, ile sprzedał zestawów obiektywów do modelu S. Wie, że użytkownicy tego aparatu cenią go sobie za całokształt jakości obrazu i jakość całego systemu. Zaproponowanie unowocześnienia posiadanego systemu do prawie dwukrotnie większej rozdzielczości przy zachowaniu ogólnej jakości jest dobrym rozwiązaniem. Dobrą decyzją jest nieuśpienie linii S. Jednak aby zrozumieć sens tej decyzji i poznać wartość tego modelu, musimy zwrócić uwagę na to, co w nim jest największą wartością.
Wbrew pozorom nie jest tak źle z konkurencją.
Wbrew pozorom ten model niesie ze sobą dużo plusów.
Wbrew pozorom daje bardzo dobrą jakość obrazu.
No właśnie – konkurencja. Zauważcie, że to model cenowo plasujący się pomiędzy lustrzankami Hasselblad H czy Phase One a innymi bezlusterkowcami. Plasuje się pomiędzy konstrukcjami takimi jak X1 D II czy 907x firmy Hasselblad i Fujifilm GFX 50 S i R a modelami Phase One, czy Hasselblad także pod względem rozdzielczości. Owszem przegrywa z modelem GFX 100 w tym zakresie, ale GFX to nie lustrzanka i nie ma migawki centralnej, jego obiektywy nie dają, aż takiej wysokiej kultury obrazu jak te z modelu Leica… jednak nie o to do końca chodzi. Uważam, że jest to model bezkonkurencyjny dla wszystkich dotychczasowych użytkowników systemu, którzy przyzwyczaili się do jakości średnioformatowej w ciele opatrzonym logotypem Leica i chcą jej jeszcze więcej. Nie chcą pozbywać się obiektywów i nie chcą tracić jakości, przez którą rozumiem nie tylko ostrość i rozdzielczość, ale przede wszystkim głębię tonalną i jakość kolorów.
Tak ten model niesie ze sobą wiele plusów, chociaż ma ograniczenia. Dla tych, którzy przyzwyczaili się do wizjerów bezlusterkowców, trudno jest pogodzić się z jasnością wizjera optycznego, zwłaszcza w przypadku deficytu światła. Oczywiście jest tryb podglądu na żywo no ale nie po to mamy lustrzankę… Niby tak, tylko pozostaje zadać sobie pytanie: – jacy szaleńcy w ogóle fotografują tymi korpusami i wydają krocie na obiektywy do nich? Otóż są to fotografowie pracujący na co dzień nad zleceniami bardzo wysokiej jakości. Produkujący drogie sesje, gdzie wszystko ma się pod kontrolą, gdzie nie można sobie pozwolić na złą jakość i przypadek. No właśnie i tu dochodzimy do sedna. Jeśli bowiem w ciemnościach system AF tego aparatu opóźnia nastawianie ostrości i błądzi, co nie ma miejsca w aparatach FF i to niezależnie czy są to lustrzanki, czy bezlusterkowce (chociaż innym średnioformatowcom zdaje się także w trudnych warunkach działać podobnie pod tym względem). To w kontrolowanym środowisku studia lub po prostu w świetle dziennym aparat staje się bardzo szybki. Szybki na poziomie lustrzanek sprzed 2 lat, ale jak na średni format bardzo szybki. To nie wszystko. Ta szybkość jest czymś więcej. Ostrość nastawia się szybko, chociaż silnik AF w obiektywie wyje głośno przez ten ułamek sekundy. Uderzenie lustra jest świetnie amortyzowane, ale bardzo słyszalne. To wady. Jednak do fotografii ulicznej nie wyjdziemy z tym korpusem, więc nie martwimy się potencjalnymi wadami takimi jak hałas. Ten korpus wnosimy na poważną sesję, gdzie każde otwarcie migawki, zapowiada uzyskanie genialnego obrazu dla wymagającego klienta i przybliża ekipę do końca zdjęć. Na każde kliknięcie migawki się czeka i wita je z radością. To inne środowisko pracy. I tu jest moc tego korpusu. W dobrym świetle S 3 jest diabelnie skuteczną maszyną do robienia zdjęć. Nagle zauważamy, że fascynacja bezlusterkowcami, które oferują podgląd, może przeszkadzać, gdy ten podgląd tracimy na chwilę. Każdy z nas wie, że bezlusterkowce na chwilę gaszą obraz. W średnim formacie trwa to czasami całkiem długo. Tu tego nie ma. Całość działa jak Canon EOS 5 D Mark II czy III tylko z olbrzymimi pikselami, średnioformatowej matrycy o rozdzielczości 64 megapikseli i obiektywami Leica…
Jakość obrazu jest tym, co potrafi nas zaskoczyć. Przede wszystkim bardzo wysokiej jakości oddanie kolorów, duża skala tonalna i ostrość. Wszystko to otrzymujemy wprost błyskawicznie. Nawet w trybie automatycznym po prostu zdjęcia możemy robić bez najmniejszych opóźnień. Szybko, sprawnie, skutecznie w wysokiej rozdzielczości. Nie fotografowałem seriami, ale zauważyłem, że w świetle dziennym łatwość przeostrzania, przekadrowywania i szybkość kolejnych nacisków na spust migawki kończy się łatwym uzyskiwaniem średnioformatowej plastyki w wysoko rozdzielczym wydaniu, w kolejnych pozyskiwanych obrazach. Trzeba się powstrzymywać, tak szybko uzyskuje się udane fotografie.
Leica S 3 to maszyna do fotografowania dla totalnego zawodowca. Wszędzie tam, gdzie oczekuje się wysokiej jakości, ale nie chce się rezygnować z już posiadanej optyki lub poręczności – to właśnie S 3 może być zwycięzcą. To właśnie ten model jest poręczniejszy niż Hasselblad H czy Phase One, bo tak naprawdę fotografuje się nim, jak każdą dużą lustrzanką FF. Tak. Ten model, mimo że nie należy do lekkich, świetnie trzyma się w dłoni i zachęca wręcz do zdjęć z ręki. Najpoważniejszy konkurent (GFX 100) przegra z nim podczas zdjęć z fleszem. Tak jak wspomniałem w kontrolowanych, nastawionych na realizację wysokich wymagań klientów warunkach, to ten korpus może być królem sesji.
Lustrzanki są w odwrocie, chociaż ciągle zadziwiają skutecznością. Ta jednak mogłaby tak naprawdę wejść na rynek nawet za rok. Nie ma to specjalnego znaczenia. To, że model ten jest trudno dostępny, wynika między innymi z faktu, że zadowoleni z efektów, jakie dawały poprzednie modele właściciele systemu S, po prostu unowocześniają swoje systemy, wybierając tę samą klasę obrazowania, ale większą rozdzielczość. Tego aparatu nie będzie miała większość z nas, ale ci, którzy będą nim pracować, będą oferować swoim klientom wspaniałe obrazy generowane sprzętem, który jest bardzo ergonomiczny w całej swej obsłudze i niesamowicie pewny. To jeden z systemów skończonych, po którym nie chce się już niczego szukać. Popatrzcie zresztą na fotografie testowe zwykłego miejskiego otoczenia, pozyskane podczas zwykłego spaceru. Na szybko, bez długich ustawień bez obróbki. Wyobrażacie sobie profesjonalną sesję w studio fleszowym lub sesję np. mody w świetle zastanym gdzieś nad Morzem Śródziemnym? Ja tak i drżę na swą myśl, bo to byłoby bezcennym doświadczeniem, które dla posiadaczy systemu S będzie codziennością.
Nie zapomnijcie klikać dwukrotnie na sample aby powiększyć!