„Fotografia powinna być świętem” Dawid Klepadło i jego fotografie

Mamy okazję zaprezentować rozmowę z Dawidem Klepadło, którą specjalnie dla Was odbyliśmy, aby szerszej publiczności opowiedzieć o jego twórczości i zaprezentować dorobek artystyczny. Fotografie Dawida zachwycają połączeniem wyczucia estetyki z dużą świadomością twórczą i profesjonalizmem.

– Jestem kolekcjonerem wrażeń i wyzwań – mówi o sobie Dawid. To dzięki takiemu podejściu do życia, pracowitości, konsekwencji, pasji i podwyższaniu sobie samemu poprzeczki, Dawid Klepadło sięga po międzynarodowy sukces. Mimo młodego wieku współpracował już z najważniejszymi tytułami modowymi, m.in. „Cosmopolitan”, „Fashion Magazine”, „Harper’s Bazaar”, „Vogue Hommes Arabia”, „Elle Serbia”, „Elle Croatia”, czy „L’Officiel Hommes Ukraine”. Fotografował większość polskich gwiazd, a także takie sławy jak: Jon Kortajarena, Isabeli Fontana, Alessio Pozzi, Mateo Bocelli, Andre Lamoglia, Valentina Zenere.  

Został zaproszony do uwiecznienia na zdjęciach głównych bohaterów serialu Netfilx „Szkoła dla elity”, tworząc sesję okładkową austriackiego „L’Officiel”. Wszechstronny talent, możliwość naginania rzeczywistości, zabawę światłem i kolorami Dawid wykorzystuje w szczególny dla siebie sposób, pracując jako reżyser i operator teledysków…

 

Jak zaczęła się Twoja przygoda z fotografią?

Aparat towarzyszył mi od dziecka. Na początku podkradałem aparat (analogowy) mojej mamie i fotografowałem swoje koleżanki z podstawówki. Z czasem kupiłem sobie własny aparat i każde oszczędności przeznaczałem na klisze albo na wywoływanie. Sam ten proces oczekiwania na wywołane zdjęcia bardzo mnie ekscytował. Na filmie było 24 lub 36 zdjęć. Fotografowało się ostrożniej, kadry musiały być przemyślane. Aparaty cyfrowe to wyparły. Nie podoba mi się wykonywanie dziesiątek zdjęć.  Nie lubię zwrotu „pstrykanie zdjęć”. Dla mnie fotografia jest pewnego rodzaju ceremonią.  Pamiętam, że nigdy nie było mnie stać na lustrzankę. Pierwszą lustrzankę kupiłem, pracując na stacji benzynowej w Chicago. Miałem osiemnaście lat. Był to Nikon. Byłem bardzo szczęśliwy, że sam się dorobiłem takiego aparatu. Później, na studiach wziąłem na raty aparat Canon 6D Mark II…

O sprzęcie jeszcze porozmawiamy, ale chciałbym, żebyś podzielił się z nami tą chwilą, w której coś w Tobie „przeskoczyło” i zająłeś się fotografią.

Od dzieciństwa miałem potrzebę ingerowania w rzeczywistość.  Wiedziałem, że chcę pracować w branży kreatywnej. Może nie wiedziałem do końca, kim chcę być, ale śpiewać nie potrafię, do szkoły teatralnej jakoś nie bardzo mnie korciło, a chciałem wywierać swoją twórczością jakiś wpływ na społeczeństwo.  Chciałem ludzi intrygować, wywoływać u nich emocje, wzruszać ich. Dla mnie fotografia stała się sposobem wyrażania siebie, ale w sumie nie pamiętam momentu przejścia, ponieważ aparat zawsze gdzieś w moim życiu był. 

Wspomniałeś, że gdy zarobiłeś na pierwszy aparat, był to Nikon, potem zaś przeszedłeś na Canona. Co się stało, że zaszła taka zmiana? Pytam, bo naszych czytelników, takie właśnie kwestie, także mogą zainteresować.

Pod względem technicznym Canon wydał mi się w pewnym momencie ciekawszy. Canony wydają mi się lepsze. Optyka obiektywów Canona, też mi bardziej pasuje. Już teraz nie wróciłbym do Nikona. Mam wszystkie dotychczasowe aparaty, ale obecnie pracuję na bezlusterkowcu Canon R5.

Czy sprzęt jest dla Ciebie ważny?

Tak! Bardzo ważny. To nie jest prawda, że zdjęcie możesz zrobić czymkolwiek, nawet kalkulatorem i będzie super. To jest typowy bullshit. Absolutnie nie, bo większe walory artystyczne uzyskasz, pracując na lepszym obiektywie z lepszą plastyką. Mając lepsze narzędzia, możesz zrobić lepszą operację. To jest oczywiste. Jasne, że jakąś wrażliwość możesz pokazać na jakimkolwiek sprzęcie, ale wiadomo, że im jest on lepszy, tym możesz pokazać większy wachlarz swoich możliwości.

 

Ok. Jakich używasz obiektywów?

Używam różnych, ale lubię pracować na stałych obiektywach. Najczęściej pracuję na obiektywie 50 mm F/1.2.

To ważne, że to mówisz, ponieważ fotografujący czasami skupiają się na gromadzeniu dużej ilości obiektywów, a nie idzie to w parze z ich fotograficznymi osiągnięciami. Tymczasem, to, że masz swój ulubiony zestaw aparatu z konkretnym obiektywem, to jest świetne, bo go czujesz i wiesz, jak będzie pracował w danych warunkach. Mnożenie ilości posiadanych ogniskowych, nie zawsze jest dobrym rozwiązaniem.

Tak! Zdecydowanie. Trzeba mieć jeszcze na uwadze dobór sprzętu do konkretnego zlecenia. Czasami trzeba użyć przystawki cyfrowej, jak robi się duże billboardy, bo trzeba mieć świadomość, jakiej jakości wydruk można uzyskać z danej matrycy. Czasami robiąc projekt artystyczny, możesz wziąć zwykłego Polaroida i robić zdjęcia nim lub Instaxem, i to wystarczy. Dobór sprzętu odgrywa bardzo często kluczową rolę dla realizacji projektu…

No właśnie! Analizując Twoje zdjęcia widać, że są bardzo różne, realizowane w różnych miejscach, a jednak są w jakiś charakterystyczny sposób spójne. Czy sam obrabiasz swoje fotografie?

Na ogół sam wywołuję swoje zdjęcia w programie Lightroom i tylko czasami oddaję je do lekkiego retuszu, jeśli jest taka potrzeba. Nie lubię retuszu na zdjęciach, chociaż zdaję sobie sprawę, że czasami jest on konieczny. Jak wiadomo, magazyny ilustrowane rządzą się swoimi prawami i retusz w jakimś tam stopniu musi być, ale staram się, by był jak najmniejszy.

Nie masz na tym polu problemów we współpracy z redakcjami?

Czasami mam. Boli mnie, jak fotografowanej przeze mnie osobie, robi się krzywdę poprzez nadmierną ingerencję w fotografię. Kobieta w kwiecie wieku, z przepaloną, białą skórą, wyglądająca jak dwudziestolatka, to nie jest dobry kierunek. Przecież nie robimy komiksu, tylko tworzymy fotografię. Dlaczego mamy tak naginać rzeczywistość? Wolę pobawić się formą, a nie retuszem. Retusz to swego rodzaju ostateczność. Najważniejsze jest to, co dzieje się na planie zdjęciowym, magia chwili.

Jak wygląda u Ciebie praca nad projektem?

Zaczynamy od moodboardu obejmującego kolorystykę, pomysły, ogólny charakter, do którego chcemy dążyć. Czasami są tam zdjęcia zupełnie nie powiązane, ale oddające klimat tego, co chcemy uzyskać. Jestem estetą i kolor ma dla mnie kluczowe znaczenie. Lubię, gdy zdjęcia są  malarskie. Dobrze oświetlone. Lubię pracę na kontrastach i odwrotnie, świadome poruszanie się w odcieniach jednego koloru. Czerwone stylizacje, z czerwonymi dodatkami i czerwonym tłem, to coś w takim stylu. Często również ze swoim zespołem konsultuję  scenografię, make-up  czy stylizacje i wspólnie obieramy ścieżkę, którą pójdziemy. 

Ilu masz ludzi na planie?

Różnie. Od pięciu osób, do piętnastu. Zależy to od wielkości projektu. Standardowe projekty to ekipa pięcio, sześcioosobowa. 

Czy masz stały zespół współpracowników?

Tak. Bardzo przyzwyczajam do ludzi, z którymi związany jestem prywatnie, czy zawodowo. Jeśli z kimś mi się dobrze pracuje, to potem stale angażuję tych samych ludzi do projektów. Polecam ich klientom, angażuję do swoich sesji zdjęciowych. Mam swojego asystenta oświetlenia, retuszerów z którymi lubię pracować. Nie lubię zmieniać ludzi jeśli dają mi poczucie bezpieczeństwa i są świetni w swoich fachu. W dużej mierze sukces fotografa zależy od zespołu, który stoi za nim murem i ma podobny feeling w projektach.

Przyglądając się Twoim zdjęciom widać także, że szczególnie lubisz światło zastane, chociaż masz za sobą także typowo studyjne realizacje…

Tak, uwielbiam światło zastane znacznie bardziej niż pracę w studio na lampach. Zdecydowanie! To bardziej uwalnia kreatywność. Musisz widzieć, jak pracuje światło i jak pracują cienie. Tak naprawdę, to praca na świetle zastanym jest trudniejsza od tej w studiu. W studio korzysta się z pomocy gaffera, któremu pokażesz referencję i on ci to światło ustawi. Światło zastane jest  czymś ulotnym. Podążanie za tym światłem i szukanie go jest zdecydowanie czymś bardziej kreatywnym. 

Z Twoich zdjęć wynika ta wrażliwość i świadomość światła. Z jednej strony delikatne oświetlenie w studyjnej sesji okładkowej, gdzie wszystko zrobione jest zgodnie ze sztuką, z drugiej strony ostre światło padające od tyłu na modela, u którego liczy się tylko spojrzenie… Powiedz, ile zdjęć robisz podczas przeciętnej sesji? Ile trwa praca nad ujęciem?

Nie trzaskam tysięcy zdjęć. Jestem raczej oszczędny. Przeciętnie daję sobie maksymalnie dwadzieścia minut na pracę nad ujęciem. Jeśli coś trwa dłużej, to już zaczyna się faza rzeźbienia… Wszyscy się męczą.  Nic ciekawego w danym ujęciu już nie powstanie. Oczywiście, odejmując czas potrzebny na wszelkie przebrania i stylizacje. Pierwsze dwadzieścia minut jest najważniejsze. W sumie to nawet piętnaście. To czas, w którym powinno powstać przynajmniej jedno dobre zdjęcie.

W Twoich pracach widać osiągnięte zrozumienie pomiędzy Tobą a modelem. Mocno na to stawiasz, aby ta nić porozumienia zaistniała?

Tak. Komunikacja na planie i komfort modela są dla mnie bardzo ważne. Najczęściej (jeśli czas nam na to pozwala) rozpoczynam pracę od wypicia kawy z osobą, którą fotografuję albo przynajmniej od zapytania – Czy się wyspała? Jaki ma nastrój? Wystarczą trzy zdania, które powoli budują nić zaufania między bohaterem zdjęcia a fotografem. Idealna sytuacja to taka, w której fotografowana osoba ufa mi bezwzględnie. Zna moje prace, wie po co się spotkaliśmy i pozwala mi realizować moje wizje. Wiesz ja wychodzę z założenia, że nigdy nie chcę zrobić fotografowanej osobie krzywdy. Chcę pokazać ją najszlachetniej, jak się da, ale też w taki sposób, w jaki świat jej jeszcze nie widział. Podpisuję się pod pracą i chcę, aby ta osoba, wyglądała jak najlepiej.

Kierunek ukończonych studiów nie był związany z fotografią?

Tak. Studia wybrałem w ogóle nieartystyczne. Stało się to trochę pod presją rodziny. Moja mama jest nauczycielem matematyki, nie poszedłem w jej ślady. Panowało jakieś takie przekonanie, że po maturze od razu trzeba iść na studia. Człowiek po maturze jest popychany do decyzji na które psychicznie nie jest gotowy.  Moja mama stwierdziła, że jeśli zaraz nie rozpocznę studiów, to potem będzie coraz trudniej i w ogóle ani ich nie zacznę ani nie skończę, bo np. pójdę do pracy. W Białymstoku nie było zbyt wielkiego wyboru kierunku studiów o jakich marzyłem. Z różnych względów, w tym także finansowych, studiowanie fotografii na łódzkiej filmówce było poza moim zasięgiem. Zostałem w Białymstoku i tam studiowałem  filologię polską. W ówczesnym czasie wydałem również debiutancki tomik poezji, ale uważam, że nie był to wyjątkowy czas w moim życiu. Studia zabiły we mnie naiwność literacką, i w moim pisaniu stałem się bardziej zdyscyplinowany. 

Gdzie możemy przeczytać Twoje teksty, wszak piszesz także o fotografii?

Obecnie nawiązałem współpracę z portalem „Na temat” i tam co trzy tygodnie ukazują się moje felietony.

Wracając do studiów…

Nie poszedłem na studia artystyczne, ale od zawsze wiedziałem, że chcę fotografować. Myślę, że swoją konsekwencją udowodniłem, że nie trzeba kończyć fotografii, aby być fotografem, utrzymywać się w branży i fotografować.

Czy wiedziałeś, co chcesz fotografować?

Tak. Nie interesowały mnie krajobrazy, zwierzęta czy martwe natury. Od początku wiedziałem, że mam potrzebę fotografowania ludzi, ale chciałem, tych ludzi fotografować na własnych zasadach. W takim sensie, że chciałem, aby była to fotografia kreatywna, którą ja jestem w stanie w jakimś tam stopniu wyreżyserować. Nigdy też nie interesowała mnie fotografia dokumentalna, reporterska.  Interesowała mnie fotografia kreacyjna, modowa, taka, w której ja jestem w stanie opowiadać własną fotograficzną baśń.

I pewnie byłoby Ci ciężko zrobić jaki trudny reportaż z dramatycznego wydarzenia?

O tak! Bardzo ciężko, ale miałem kilka podejść. Ponieważ po filologii przeniosłem się na dziennikarstwo na UW. Skończyłem dziennikarstwo ze specjalizacją: fotografia prasowa, reklamowa i wydawnicza. Podczas studiów angażowano nas do tworzenia takich cykli fotograficznych na zadany temat, ale nie wzbudzało to we mnie pozytywnych emocji.

Miałeś więc w głowie marzenia o kreacyjnej fotografii ludzi w stylistyce z pogranicza mody. Jak wyglądała droga do realizacji tego marzenia?

Zacząłem w Polsce, ale ambicje miałem bardzo duże. Zawsze chciałem współpracować z zagranicznymi wydawnictwami. Pierwsze kroki to praca z modelami agencyjnymi. Była to realizacja zdjęć testowych, które oni mogą wrzucić do portfolio modela, modelki. Dla mnie była to okazja na robienie ciekawych zdjęć, ale niestety agencje nie chcą, aby modele byli przerysowani, więc zawsze były to takie nieskomplikowane pozy oraz bardzo basicowe stylizacje. Równolegle pracowałem z moją koleżanką nad realizacjami sesji do naszego prywatnego portfolio. Ona pracowała w redakcji jednego z modowych magazynów i miała ułatwiony dostęp do ubrań, które za zgodą głównej stylistki mogła wypożyczać do swoich artystycznych projektów. Oczywiście opierało się to na zaufaniu, że realizujemy jakieś istotne dla nas rozwojowe projekty. To były sesje, którymi byliśmy bardzo podekscytowani. Bez budżetów, ale z ogromnymi ambicjami szukaliśmy przeróżnych scenerii i opowiadaliśmy luksusowe modowe historie. Wysyłałem następnie te zdjęcia do różnych magazynów i otworzyło mi to wiele drzwi. Jedna publikacja nakręcała drugą. Powoli przecierałem szlaki w redakcjach. Oni wysyłali listy intencyjne na wypożyczanie ubrań do sesji i w miarę możliwości zlecali nam sesje do zagranicznych wydań. Oczy mi się świeciły, kiedy później oglądałem swoje prace w tych tytułach, albo kiedy moi znajomi są na wakacjach w Chorwacji i wracają z tamtejszym wydaniem  „Elle” w którym znajduje się mój edytorial. Apetyt rósł w miarę jedzenia i  przełomowym momentem było dla mnie zrobienie pierwszej okładki, a był to cover magazynu Joy z Maffashion. Natomiast propozycje nagle z nieba nie spadły. To był początek bardzo długiej drogi, gdzie na szczyt wchodzi się bardzo wolno, schodek po schodku. Moja praca jest bardzo trudna, bo to zawód, który wymaga od ciebie ciągłego pokazywania, że jest się dobrym w tym, co się robi. Nie można przestawać zaskakiwać siebie i swoich odbiorców.  Teraz dopiero, po 10 latach intensywnej pracy, może odcinam jakieś kupony.  Udzielam wywiadów czy pojawiam się w telewizji, ale trzeba pamiętać, że to wszystko to ciężka praca i suma konsekwencji decyzji, które podejmowałem przez te wszystkie lata.

Moim zdaniem budowałeś swoją karierę i drogę zawodową bardzo świadomie…

To prawda. Nie zdarzyło mi się nigdy zachałturzyć. Nie zrobiłem niczego wbrew sobie, albo w niezgodzie z moimi ambicjami. Nie sfotografowałem żadnego wesela czy eventu. Nie zrobiłem nigdy czegoś, co dałoby mi poczucie wstydu, albo kłóciło się z moim ego. Świadomie dobierałem magazyny dla których pracowałem. Myślę, że mogę być postrzegany w tej branży jako rockendrolowiec. Bywam trudny, ale to wszystko dzieje się dla dobra projektu. Mam świadomość łatki fotografa premium i bardzo mi z tym dobrze. Może opowiem krótką anegdotę. Niedawno fotografowałem muzyka na zlecenie dużej wytwórni fonograficznej. Wyjechaliśmy o drugiej w nocy nad Zegrze, aby złapać na zdjęciach wschód słońca. Było zimno, wrzesień, a my wchodziliśmy do wody. Czułem jakbym morsował. Założyłem kąpielówki i solidarnie stałem w tej wodzie z piosenkarzem. Sesja wyszła świetnie. Zrobiliśmy bardzo dobre, jakościowe zdjęcia i… Wyobraź sobie, że ten muzyk wybrał najgorsze zdjęcia z całej sesji. Zawsze jak wysyłam zdjęcia, to zaznaczam, które są moimi faworytami licząc się z tym, że cały pion odpowiedzialny za wizerunek artysty, podpisze się pod moimi wyborami… Stało się inaczej. Zdjęcia zostały okropnie wykadrowane a do projektu graficznego okładki został dodany mało elegancki font. I wtedy podjąłem decyzję, że nie chcę się podpisać pod takim wydawnictwem. Myślę, że mogę być czasami trudny, dla niektórych klientów, ale świadczę też określoną jakość usług, jestem odpowiedzialny przed samym sobą. Utożsamiam się z projektami, które robię. Nie kłócę się po to, aby narobić bałaganu, tylko zawsze bronię jakości projektu. 

To dosyć typowe zjawisko u nas w kraju. Lepiej na świecie, czy w Polsce?

Zdecydowanie lepiej na świecie. Przede wszystkim jest większy szacunek dla pracy zespołowej, większe zaufanie do artysty. Dużo większa przestrzeń na rozwijanie swoich pomysłów. W zagranicznych projektach komercyjnych bywają znacznie większe budżety. Lubię pracować za granicą, ponieważ przede wszystkim podoba mi się właśnie energia praca w zespole, w którym każdy jest po coś, i nawet każdy asystent czuje się planie ważnym elementem całości. U nas nie ma czegoś takiego i to jest smutne.  Strasznie podoba mi się flow pracy za granicą. Natomiast prawda jest taka, że za granicą robię najwięcej projektów, które mnie rozwijają artystycznie, a w Polsce robię głównie projekty komercyjne. W Polsce zarabiam kasę, robiąc projekty reklamowe, a spełniam się twórczo za granicą, pracując często z ciekawymi nazwiskami i tytułami. Nie czuję się, że ścigam się z kimkolwiek w naszym kraju. Już jakiś czas temu umarło we mnie poczucie, że ja się z kimś ścigam. Robię po prostu swoje. Napędza mnie to, że chcę tworzyć. Jestem pod tym względem w gorącej wodzie kąpany i ciągle głodny kolejnych realizacji. Jak nie fotografuję, to się męczę. Jak robię zdjęcia, czuję, że istnieję. Muszę pracować. Nawet jak mam intensywne realizacje i wracam zmęczony po 12 godzinach, bo tak mnie przeczołgają, ale ja czuję się spełniony w swojej pracy. Fantastyczne jest to, że mam taki zawód, gdzie ja nie czuję, że pracuję. Fotografia mnie napędza, buduje, daje dużo szczęścia.

Praca i zaangażowanie to jedno, ale z Twoich zdjęć wynika, że to wszystko jest dobrze przemyślane. Fotografie na okładkach międzynarodowych tytułów, ale w wersji Arabia, Cypr, Chorwacja… Poza pracowitością jest tu dużo świadomego działania. Czy coś dzieje się przypadkiem?

Cel miałem jasno postawiony i budowanie strategii wymuszało na mnie rezygnację z drobnych rzeczy nawet opłacalnych finansowo. Wiedziałem, że chcę być fotografem modowym i tylko to mnie interesowało. I to nie jest kwestia zarabiania pieniędzy, tylko satysfakcji z robienia ambitnych rzeczy. Doceniam fotografów, którzy wybrali inne drogi. Uważam, że jest mnóstwo świetnych fotografów ślubnych, koncertowych, przyrodniczych. Doceniam wszystkich, ale namawiam też, aby wyspecjalizować się w danej dziedzinie, ponieważ robiąc kilka rzeczy jednocześnie, nie jesteśmy w stanie być w czymś naprawdę dobrzy. Przyjmując dziś zlecenie na ślub a jutro fotografując mieszkanie developerowi gubimy swój styl i wrażliwość. Często też tacy multitaskowi fotografowie zaniżają ceny na rynku, robiąc krzywdę innym kolegom z branży.

Można by, to podsumować używając cytatu zamieszczonego na Twojej stronie: „Skromność jest prawem artystów, próżność ich obowiązkiem” – powiem Ci, że świadczy o Twojej dojrzałości jako twórcy i jako człowieka. To świadoma deklaracja…

To miłe, że tak to odczytujesz. Jest to mój drogowskaz, już od dawna. Idzie ze mną przez życie i pomaga mi, bo tak naprawdę bardzo długo miałem ogromny dyskomfort z przyjmowaniem komplementów. Z wiekiem trochę się to zmieniło. Nauczyłem się, aby odpowiednio reagować, jeśli ktoś chwalił mnie czy moją pracę. Wcześniej czerwieniłem się w takich sytuacjach, czułem się ogromnie skrępowany. To mnie zawstydzało. Ten cytat jest moją zbroją, bo przypomina mi o tym, żeby doceniać siebie.

Do takiej zmiany, co jest najbardziej potrzebne przełamanie się, talent, przebojowość, a może szczęście? 

Myślę, że wszystkie te czynniki. Talent, cierpliwość, duża determinacja, świadomość siebie i tego, co się chce robić w życiu. Ja zawsze wiedziałem, że chcę tworzyć piękne obrazki. Byłem zdeterminowany. To czasami nie wystarczy. Potrzebna jest też przebojowość i charyzma, jeśli chcesz coś osiągnąć. Tylko że, nic na siłę. Nic wbrew swojej osobowości. Nie stanę się nagle małpą z cyrku, ale też nie zacznę ubierać się na szaro-szaro, jeśli nie jest to w zgodzie z moim temperamentem. Trzeba dobrze poznać siebie. I pamiętać, że często sztab ludzi stoi za Twoim sukcesem. Zawsze doceniam team z którym pracuję. 

Jak chciałbyś być postrzegany? Jako artysta idący za swoją wizją, czy fotograf profesjonalny robiący prace komercyjne?

Zdecydowanie ta pierwsza opcja. Jednak z niej powinno wynikać to, że klienci będą dawać przestrzeń dla ludzi z wizją, a nie twardo trzymać się sztampowych, banalnych schematów. Mam ten komfort, że często klienci pozwalają mi na realizowanie swoich pomysłów nawet w komercyjnych projektach.

W czasie programu w TVN zapowiedziałeś, że chciałbyś wziąć udział w programie telewizyjnym poświęconym fotografii…

Tak. To też wynika z faktu, że zastanawiałem się, co takiego mogę jeszcze zrobić w Polsce? `W jaki sposób mógłbym się rozwinąć i co dodałoby mi wiatru w żagle?  Wziąłem udział w programie Perfect Picture, jako juror w finałowym odcinku. Bardzo dobrze czułem się w tej roli. Myślę, że równie dobrze odnalazłbym się w prowadzeniu programu o fotografii. Mógłbym wtedy połączyć moją dziennikarską pasję z doświadczeniem fotograficznym i wrażliwością. 

Twoja najcięższa sesja?

Wiesz, chyba nie mam takiej. Ogólnie mam taką zasadę, że nie lubię narzekać i nie lubię ludzi, którzy narzekają. Wyobrażam sobie to tak, że dostajemy w życiu jakąś pulę energii i od nas zależy czy przekujemy ją w coś dobrego, czy będziemy smęcić i krytykować. Często w sesjach z gwiazdami bywa tak, że gwiazda chce się lepiej znać na świetle niż gaffer. Celebrytka podchodzi do oświetleniowca i tłumaczy mu, jak odpowiednio ustawić światło. Bawi mnie to. Każda sesja to jakieś wyzwanie, któremu należy sprostać. Mam jednak w pamięci sesje z ryzykowną lokacją. Mój asystent kiedyś wpadł do ukrytej dziury w ławicy piachu. Po prostu szliśmy po płaskim piachu i nagle zapadł się po szyję. A ja bardzo lubię niebanalne lokacje. Lubię dziwne opuszczone miejsca, ale często samo przebywanie w nich wiąże się z ryzykiem. Nie zawsze trafiam do luksusowej willi czy pałacu. Warunki czasami bywają ekstremalne. Nie lubię również, jeśli na planach nie szanuje się ludzi, albo jeśli przy projektach komercyjnych nie ma budżetu na catering dla ekipy. Uczulam na to swoich klientów.  

Ok. A w takim razie powiedz, jakie są Twoje najlepsze sesje?

Każda sesja jest dla mnie ważna. Wszystko zależy od ludzi, od wzajemnego zaufania, ale żadnej z sesji nie chciałbym powtórzyć. To jest właśnie piękne, że ciągle, wszystko się zmienia. Jestem ciekaw nowych twarzy, nowych miejsc i nowych sytuacji. Lubię zaskakiwać samego siebie.

Jakie masz plany na przyszłość, tę bliższą i dalszą?

Za kilka dni lecę do Londynu, odwiedzić kolegę, który kupił tam mieszkanie. Chcę również pójść na kilka wystaw i dobrą imprezę. W międzyczasie pracuję nad moją nową wystawą. Jest to projekt o osobach z branży seksualnej, które ciało traktują jako narzędzie swojej pracy. Natomiast ja pytam w tym projekcie o intymność. To trudny temat, bo wchodzę do mieszkań tych osób i towarzyszę im w normalnym, codziennym życiu, w chwilach, gdy nie są obiektami seksualnymi. To mocne doświadczenie, bo dochodzę do wniosku, że czasami te osoby już nie potrafią wyjść z tej roli i na przykład źle się czują pozując w ubraniu. Ci ludzie, tak są przesiąknięci seksualnością, że często nie potrafią wyjść z konwencji maskotki seksualnej. Emanują seksem nawet przy jedzeniu owsianki, czy bigosu (śmiech). Każda z fotografowanych postaci jest wyjątkowa na swój sposób. Wystawie zdjęć będą towarzyszyły rozmowy i jest to dla mnie wyjątkowy projekt, który być może ujrzy światło dzienne pod koniec 2023 roku.

Reżyserujesz też teledyski… Czy ograniczasz się do reżyserowania, czy zamieniasz się w operatora?

Raczej staram się dobierać takich operatorów, którzy chętnie współpracują, rozumiejąc moją wizję. Rzadko biorę do ręki kamerę.  Staram się poprowadzić operatora tak, aby uzyskać, ładny, plastyczny obrazek. Chcę, żeby było widać mój styl. Podpisując się pod klipem, daję gwarancję tego, że będzie to piękny obraz. Muszę zresztą zaznaczyć, że poszedłem także w stronę ruchomego obrazka dlatego, że fotografia stała się dla mnie wyczerpywalna. Chciałem poszerzyć możliwości narracji. Na liście moich marzeń jest zrobienie filmu. Chciałbym opowiadać historie, wzruszać ludzi.

Jaką radę dałbyś czytelnikom portalu MegaObraz?

Aby byli świadomi drogi, którą podążają. Aby byli perfekcyjni w konkretnej dziedzinie fotografii. To jedna rada. Druga to taka, aby do fotografowania podchodzić, jak do święta czy ceremonii. Żyjemy w kulturze obrazkowej, w której fotografia się zdewaluowała. Kiedyś staranniej wybierało się chwile do uwiecznienia. Teraz, żyjemy w czasach Big Brothera, własnego reality show, które sami urządzamy sobie w mediach społecznościowych.  Fotografia zostaje sprowadzana do celów dokumentalnych. Robi się milion zdjęć różowego nieba, żeby jedno wrzucić na relację. Przeraża mnie ta cyfryzacja świata, popadanie w banał, nieumiejętność przeżywania momentów i emocji. Tymczasem powinniśmy fotografować, aby przez fotografię nadawać chwilom wartość. Nie jestem fanem bezmyślnego pstrykania. Co raz rzadziej też wywołujemy zdjęcia. To smutne. Kiedyś odbiór zdjęć od fotografa był wydarzeniem. Celebrowało się chwile oglądania fotografii. Teraz to wszystko spowszechniało. Fotografia powinna być świętem…

To fajne zdanie na koniec. Bardzo dziękuję Ci za rozmowę i życzę Ci dalszych sukcesów i spełnienia wszystkich planów. 

Ja również dziękuję i pozdrawiam czytelników MegaObrazu!

Rozmawiał z Dawidem – Maciej Taichman. 

Wywiad opracowała Elżbieta Nowicka.

Zapraszamy także do odwiedzenia social mediów Davida: 

WWW: https://klepadlo.com
Instagram: https://www.instagram.com/dawidklepadlo/
Facebook: https://www.facebook.com/klepadlodawid