Kolejna niespodzianka z Chin. Przyzwyczaiłem się już do tego, że produkty z Chin bywają zaskakująco dobre, zwłaszcza jeżeli popatrzymy na stosunek osiąganej jakości do ceny. Chyba w ogóle nikogo już to nie dziwi. Nie mam zamiaru wywnętrzniać się na temat tego, że przecież wiele produktów renomowanych marek powstaje właśnie w Chinach i takie ma nalepki z napisem kraju pochodzenia. Obiektyw, który opisuję to wypadkowa myśli technicznej inżynierów chińskich i spuścizny całej historii foto optyki. Dlaczego tak twierdzę? Otóż obiektyw ten upodobniony jest zewnętrznie do najnowszych produktów firmy Leica. Ale na to przyjdzie jeszcze czas. Ważne, że optycznie jest to obiektyw bardzo klasyczny w budowie. Nawiązuje on do pierwszych Summiluxów i jest Sonnaro-podobny. To zdecydowanie nie jest konstrukcja zaprojektowana dla wysoko rozdzielczych matryc. W takich konstrukcjach mamy na ogół do czynienia z tylną grupą soczewek umieszczoną dosyć blisko matrycy i dużo soczewek specjalnych. Asferycznych i o ultra niskim współczynniku załamania światła. Tutaj tych wszystkich cudów nowoczesnej inżynierii optycznej po prostu nie ma.
Mamy klasyczny obiektyw, o klasycznej budowie i klasycznym obrazowaniu. Muszę wam się przyznać do tego, że o tym, jak obiektyw będzie rysował wiedziałem już, gdy zobaczyłem jego pudełko. Nie, nie jestem jasnowidzem. Na pudełku wzorem producenta niemieckiego – produkującego obiektywy z mocowaniem M uwidoczniono przekrój optyczny tego obiektywu. To właśnie ten przekrój uświadomił mi, że nie ma co oczekiwać totalnie wyśrubowanych osiągów.
Czy zatem powinienem od razu wyciągnąć wniosek, że nie ma co brać się za test? Zdecydowanie nie. Obiektywy klasyczne, konstrukcje starsze, kupowane na platformach aukcyjnych, potrafią zaskakiwać bardzo urokliwym obrazowaniem. Na takie właśnie, bardzo urokliwe obrazowanie miałem nadzieję w tym przypadku. Czy się pomyliłem? Czy miałem rację? To się miało okazać.
Nim jednak przystąpię do szerszego opisu – pozwolę sobie na małą dygresję. Oczekując po obiektywie konkretnego efektu mam w myślach całą możliwą wiedzę, jaką udało mi się zdobyć do tej pory. Cały bagaż doświadczeń. Mnóstwo kadrów, które pokazały mi, że obraz to coś więcej niż tylko budowa optyczna obiektywu, rozdzielczość, kontrast. Niestety, nie każdy może sobie pozwolić na gromadzenie takich doświadczeń, zwłaszcza że bardzo często pociąga to za sobą straty finansowe. Kupowanie nowego sprzętu, testowanie itd. Z tym całym doświadczeniem patrzę na takie obiektywy jak ten, zupełnie inaczej. Z szacunkiem i oczekiwaniem.
Na ogół, zwykliśmy dokonywać pewnych uproszczeń. Szukamy obiektywu o takiej i takiej ogniskowej i takiej, a nie innej jasności. Proste. Znaleźliśmy – super! Jest ok. Tym samym zwykliśmy stawiać obok siebie bardzo różne konstrukcje, które uśredniamy tymi podstawowymi danymi technicznymi. Tak czynić nie powinniśmy. Tak czynić nie wolno! Dlaczego?
Dlatego że na zjawisko jakim jest dany obiektyw, składa się wiele elementów. Jakość generowanego obrazu to tylko jeden z takich aspektów. Liczą się także: budowa mechaniczna, jakość wykonania, plastyka obrazu, mikro kontrast, ostrość, a nawet to jak dany obiektyw leży na korpusie. Esteci, tacy jak ja, zwracają uwagę także na to, jak obiektyw wygląda. W końcu jest to nasze narzędzie pracy, z którym bardzo często mamy do czynienia. Jeżeli sięgając po to narzędzie, będziemy mieli uczucie jakiegoś dysonansu bo np. nie jesteśmy zadowoleni z tego jak obiektyw wygląda, jak pasuje do naszego korpusu, to sumarycznie będziemy mieli niechęć do samego fotografowania. System uprzedzeń, które w ten sposób nabędziemy nie pozwoli cieszyć się nam z powstałych fotografii. Najważniejsze jest jednak to, że sama ogniskowa i otwór przysłony to nie wszystko. Sposób obrazowania wydaje się znacznie ważniejszy. Sięgając po obiektywy o tak wyśrubowanych parametrach, musimy zdawać sobie sprawę z tego, że każdy ułamek jakości okupiony będzie wagą lub ceną. Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że czasami najważniejsze jest posiadanie tej skonkretyzowanej ogniskowej, którą najbardziej lubimy. Jeżeli już taką mamy, wówczas możemy sięgać po różne obiektywy i sposoby obrazowania. W tym przypadku mamy obiektyw wyjątkowo jasny. Nawiązuje on do jednego z najnowszych obiektywów z niemieckiej fabryki w Solms. Wagą zdecydowanie odstaje od tamtego projektu, wielkością także. Jest mniejszy, zgrabny, lekki. Kosztuje ułamek kwoty jaką należy dać za jego niemiecki odpowiednik. Sięgając po ten obiektyw – a miałem na to ochotę od dawna – jednocześnie nie miałem żadnych oczekiwań. Nic nie narzucałem sobie z góry. Tak naprawdę nie miałem nawet czasu do testu się przygotować. Gdy obiektyw pojawił się na moim biurku, wiedziałem, że zapowiada się coś nietypowego. Liczyłem na plastyczne obrazowanie, ale czego mogłem spodziewać się więcej, tego przewidzieć nie mogłem. Do rzeczy.
Obiektyw ma długość 73 mm, średnicę 70 mm. Waga to 600 g. Budowa Optyczna 7 soczewek w 6 grupach. Przysłona to 12 listków. Jeszcze raz to ostatnie – przysłona to 12 lamelkowa konstrukcja o bardzo wyrafinowanym kształcie zapewniającym okrągły otwór na szeroko otwartym obiektywie. Jeden z najmocniejszych elementów tej konstrukcji. Obiektyw zbudowany jest bardzo dobrze. Nie mam tu na myśli, typowego, dobrego obiektywu, lecz dobrze w odniesieniu do najlepszych konstrukcji np. Voigtlandera czy Zeissa. Nie można się do niczego przyczepić. Sposób i dokładność spasowanie elementów, finezja obróbki metalu, detale pierścienia ostrości, same litery i oznakowania na obiektywie to najwyższy poziom. Wykonanie pierścienia przysłony z lekkim wyprofilowaniem – nie jest to, zwykły żebrowany okrąg, to czysta finezja. Owszem, zapożyczona, ale jednak finezja. Pierścień ten porusza się z płytkim, delikatnym skokiem. Opór, który stawia, wydaje się być idealny. To samo dotyczy pierścienia ostrości. Jak już wspomniałem ma on bardzo delikatne, regularne frezy, Których zadaniem jest stawianie oporu opuszkom palców. Całość wyraźnie nawiązuje do produktów niemieckich. Nawet kolorystyka przyjęta dla oznaczeń ogniskowej i przysłony oraz skali odległości przejęta jest w całości, co tak naprawdę jest zaletą, bo obiektyw świetnie współgra z korpusami systemu M. Z każdym korpusem Leica obiektyw współgrać będzie – nawet wizualnie – bardzo dobrze. Co do ustawienia dalmierza, to w opakowaniu znajdziemy specjalną tabelę oraz śrubokręt, który pozwala wyregulować ustawienie dalmierza. Producent wie, że może to być wypadkowa pracy samego dalmierza i ustawienia w korpusie, dlatego pozwala na dostosowanie tego we własnym zakresie. Podstawowa instrukcja obsługi umożliwia regulację we własnym zakresie. Trochę czasu trzeba na to poświęcić, ale nie jest to rzecz nie do zrobienia. Trzeba jednak pamiętać, że fotografowanie na tak długiej ogniskowej bez systemu AF powoduje wypadanie z ostrości nawet przy małych ruchach. Dlatego z ostrzeniem przez dalmierz należy bardzo uważać i być precyzyjnym – najlepiej zaś stosować marketing ostrości, przesuwając się o milimetry i robiąc kilka zdjęć. Obiektyw bardzo mile mnie zaskoczył, pod względem budowy mechanicznej. To bardzo dobrze wykonana robota. Po tych oględzinach, które wywołały u mnie szeroki uśmiech, pozostało podpięcie do korpusu M 10 i wykonanie serii testowych fotografii.
Jak zwykle musicie mi wybaczyć, że testowe zdjęcia to tylko przysłowiowe kamyczki i krzaczki, ale to takie zdjęcia pokazują, na co stać dany obiektyw. Musicie użyć wyobraźni, bo to dopiero Wasze kadry, pozwolą temu obiektywowi zabłysnąć. Test to tylko test. Rozpocząłem jak zwykle od zdjęć ze statywu szczegółowego motywu – w tym przypadku gazety. Analiza zdjęć wykazała, że do przysłony dwa nie możemy liczyć na super ostrość. Przy przysłonie w pełni otwartej mamy do czynienia z nakładaniem się na ostrości rozmyć fragmentów nieostrych. Kontrast i mikrokontras są znacznie mniejsze i wraz z nieostrościami tworzą zespół duszków, które powodują, że odbiór fotografii może być zniechęcający. Gdyby chodziło o obiektyw za 6000 € to takie nieostrości od razu by go dyskwalifikowały w moich oczach. Tu jednak mamy do czynienia ze szkłem za 2000 zł. To zupełnie zmienia postać rzeczy, ponieważ ten obiektyw od samego początku, nie powinien być traktowany jako referencyjne szkło do systemu Leica M czy Sony, czy też innego bezlusterkowca. To obiektyw specjalnego przeznaczenia. Taki wniosek wyciągnąłem już po budowie optycznej, zdjęcia mnie tylko o tym przekonały. Czy przysłony w pełni otwarte lub leciutko przymknięte są przysłonami roboczymi dla tego szkła? Tak są! Są, jeżeli będziemy chcieli stworzyć obraz wyjątkowo plastyczny, efemeryczny w charakterze, pełen lekkości, zmysłowości, romantyzmu. Maleńka głębia ostrości w połączeniu z tą cechą jaką jest zmniejszony kontrast, winieta i lekkie nieostrości sprawiają, że do takich zadań obiektyw będzie wymarzonym środkiem wyrazu. Jeżeli chcemy perfekcji, możemy zawsze wyposażyć się w obiektyw Nokton 75 mm f/1,5 lub Summarit 75 mm f/3,4 za o wiele większe pieniądze. Tam ostrość od brzegu do brzegu będziemy mieli już na w pełni otwartej przysłonie. Tu jednak mamy do czynienia z plastyką, której szukamy w takich szkłach jak np. Nokton 40 mm Classic. Na otwartej przysłonie takie obiektywy dają obrazowanie zupełnie odmienne od tego, co obserwujemy naszymi oczami. Dopowiadają coś do obrazu. To jest największa zaleta takich szkieł. Tu mamy takie właśnie szkło o ogniskowej 75 mm. Kto potrzebuje teleobiektywu, szkła portretowego, o takim zespole cech to się nie zawiedzie. Ocenianie szczegółowości obrazu na w pełni otwartej przysłonie w tym szkle nie ma sensu. Zamysł stworzenia tego szkła i zaoferowania krótkiego tele z taką siłą światła był z pewnością inny. Winietowanie oczywiście ustępuje wraz z przymykaniem przysłony a pojawiająca się coraz większa ostrość gdzieś na poziomie przysłony 3,5 – 4, Staje się bardzo dobra.
Jeżeli ktoś poszukuje obiektywu, który łączy plastyczny świat delikatnych rozmyć i małej głębi, a jednocześnie czasami będzie go używał do zdjęć na bardziej przymkniętych przysłonach, wówczas może spokojnie w to szkło zainwestować. W torbie fotografa weselnego będzie to bardzo mile widziany gość. Po sesji wykonywanej zwykłymi szkłami wystarczy założyć coś takiego i fotografować na otwartej przysłonie, aby uzyskać zdjęcia, które wzbudzą zainteresowanie. W sesjach portretowych 7Artisans o ogniskowej 75 mm też odda nam nieocenione przysługi, jeśli za przysłonę roboczą potraktujemy f/2.
Większość zdjęć testowych wykonałem w przedziale przysłon od f/1,25 do f4. Na ogół ostrzyłem przy użyciu dalmierza. To było duże ryzyko, ale jak widzicie, udało się pomimo tego że nie dokonywałem kalibracji. Ot taki egzemplarz. Jedna trzecia zdjęć wykonana była przy pomocy podglądu na żywo. Automatycznie powiększanie obrazu w modelu M 10 podczas pokręcenia pierścieniem ostrości nawet w obiektywie nie systemowym świetnie się tu sprawdziło. Obiektyw nie przekazuje żadnych danych do korpusu. To czysto mechaniczne urządzenie. Czy jest to obiektyw, który chciałbym posiadać? Tak! Wiem, że to obiektyw który chciałbym posiadać. Pewnie go po prostu zostawię u siebie. Dlaczego? Dlatego, że już podczas zdjęć testowych zauważyłem, że w tej konstrukcji drzemie duży potencjał.
Wielkość tego potencjału zależeć będzie od stopnia naszego zaangażowania do współpracy z nim. Zauważyłem od razu, że wybierając odpowiednie motywy pod jego szczególną konstrukcję mamy możliwość generowania coraz lepszych zdjęć. Co mam na myśli? Otóż każdy obiektyw ultra jasny przy w pełni otwartej przysłonie, traci kontrast. Oczywiście są od tej reguły wyjątki – obiektywy wybitne. Większość jednak zachowuje się tutaj bardzo podobnie. Jeżeli fotografujemy tym obiektywem w pomieszczeniu przy skąpym świetle, nie wprowadzając dodatkowego kontrastu, możemy oczekiwać na zwiększony efekt zmiękczenia. Portrety rzeczywiście będą bardzo miękkie i niezbyt ostre. Jeżeli jednak znajdziemy się w otoczeniu bardzo kontrastowym, na świeżym powietrzu w operującym słońcu, w studio z oświetleniem błyskowym, możemy oczekiwać bardzo dobrych rezultatów. Jeżeli tylko nie przepalimy kadru na otwartej w pełni przysłonie, możemy uzyskać nieprawdopodobnie ciekawe portrety czy zdjęcia ze zbliżeń. Po przymknięciu przysłony otrzymujemy bardzo ostre zdjęcia i to, co ważne, na każdej odległości obrazowej. Starałem się to w teście pokazać. Nawet elementy architektoniczne fotografowane z dosyć dużego dystansu są ostre, jeżeli przysłonę przymkniemy do wartości f/4. Tak naprawdę używałbym tego obiektywu na przysłonie 1,5. Muszę być szczery, że przy tej przysłonie zdecydowanie ustępuje on takiej konstrukcji jak chociażby Voigtlander Nokton 75 mm f/1,5, jednak sposób obrazowania wynikający zapewne z dużej ilości listków przysłony i bardzo klasycznej budowy optycznej bardzo do mnie przemawia. To świetny obiektyw na fotografowanie w niezbyt ciekawych miejscach. Jego sposób obrazowania, który ma wyraźny charakter i swój styl potrafi sprawić, że zdjęcia nawet zwykłych przedmiotów będą prezentować się nieco inaczej.
Na koniec wspomnę o czymś, o czym może wspominać nie powinienem. Już o tym pisałem powyżej, ale co tam. Wielkim plusem tej konstrukcji jest dopasowanie do systemu M. Jeżeli macie korpus M, lub lubujecie się w małych obiektywach manualnych do swojego bezlusterkowca, to spokojnie możecie się zainteresować tą konstrukcją. Jest to szkło lepsze niż Voigtlander 75 mm f/1,8 Classic.
Obiektyw wykonany jest nadzwyczaj dobrze i posiłkowanie się dobrymi wzorcami z najwyższej półki wyszło mu bardzo na dobre. W waszej torbie wyglądać będzie on równie dobrze. Na korpusie Leica M wspaniale. Jeżeli nauczycie się jego charakteru – odwzajemni się wam nietuzinkowymi fotografiami. Myślę, że kierunek wskazany przez tę konstrukcję upodabnia obiektywy firmy 7Artisans do innych, dzisiaj przodujących fabryk obiektywów manualnych, które cechowały się wizją i ambicją. Jeszcze kilka lat i niejednokrotnie będziemy zaskakiwani coraz lepszymi konstrukcjami. Widzę, że firma nie wprowadza jeszcze ekspansywnie do swoich konstrukcji soczewek asferycznych, pewnie jest to kolejny krok w rozwoju firmy może związany z zakupem odpowiedniego wyposażenia, maszyn do obróbki itp. Jeżeli w ramach tak klasycznego projektu udaje się im, osiągnąć tak wysoką jakość wykonania, to możemy oczekiwać w przyszłości szkieł, które nas kompletnie zaskoczą.